20 maja 2017

Dzieciaki łobuziaki

Klaudia budziła się, mam wrażenie, co chwile w nocy. Byłam tak rozdrażniona, że obiecałam sobie, że mojego cyca już na oczy nie zobaczy. Rano jednak przywitała mnie takim uśmiechem, że mój plan spalił na panewce. 
(To taki mały wstęp)
Pamiętacie jak Wam opowiadałam, o tym, że bawiłam się z bratem samochodami, a on ze mną lalkami? Już wiem dlaczego! Wczoraj przeczytałam w książce „Wczesna interwencja terapeutyczna”, że dziewczynki znacznie chętniej bawią się w typowe chłopięce zabawy, żeby później umieć się bawić ze swoim męskim potomstwem. A więc biologia!
W książce tej są też różne ćwiczenia, zabawy wspierające rozwój dziecka. W sumie nic odkrywczego. Jest tam wszystko to, w co zazwyczaj bawimy się z naszymi dziećmi. Robimy to wszystko przeważnie intuicyjnie, a dziecko ma dzięki temu niesamowitą stymulację. Przykładem jest robienie czegoś rączką dziecka, przesypywanie z kubeczka do kubeczka, przelewanie wody. Są to na pozór nieznaczące rzeczy, dla dziecka jednak jest to wspaniała przygoda odrywania świata, chwytania zależności. Dla nas jest to wszystko oczywiste, dla dziecka jest to („zafilozofuje”) podróż w nieznane. Dzięki takim pierdołkom uczymy nasze dzieci. 
Klaudia preferuje zabawę z drugą osobą, zaczepia, zachęca do wspólnej zabawy. Czasem człowiek popsioczy, że chwilę mogłaby zająć się sama. Natomiast w gruncie rzeczy powinien się cieszyć, bo interakcja z dorosłym pozwala jej na lepsze poznanie świata.
Jak już jesteśmy przy temacie dzieci poruszę jeszcze jeden temat. Nie lubiłam, kiedy do przedszkola dochodziły nowe dzieci. Z racji tego, że było to przedszkole prywatne zdarzało się to wręcz nagminnie. Może dlatego tak mnie to drażniło, bo miało to miejsce zbyt często. Najgorsze było to, że kiedy miałam już ułożoną grupę, „starsze- nowe” dzieci się przyzwyczaiły, musiałam zaczynać od nowa i tak w kółko i w kółko. 
Jednak po pewnym czasie tak się przyzwyczajałam do nowego przedszkolaka i z reguły trafiały się same perełki (podkreślam, z reguły).
Wspominam je z niesamowitą nostalgią!
Piotruś, ileż on miał uroku! Potrafił rozbawić mnie do łez. Spojrzenie miał bombowe. Nie widziałam śliczniejszego chłopczyka. Miał mnóstwo energii i pewności siebie.
Paweł dął mi wycisk. Nie mogłam wyjść, bo darł się w wniebogłosy. Jadł i obsypywał się piachem, byleby zwrócić swoją uwagę. Po minimum dwóch miesiącach mu przeszło. Ostatnio zobaczyłam go po ponad roku, aż się wzruszyłam. Niesamowicie dojrzał, nawet powiedział mi wierszyk, którego nauczył się na przedstawienie. Przystojniak z niego że ho!
Amelia. Na początku akceptowała tylko mnie. Przebojowa buntowniczka. Ma łobuzerską urodę i charakterek. Bardzo ją lubiłam.
Zuzia. Słodka jak jej imię. Nie dała mi popalić.
Filipek. Nieśmiały przystojniak. Długo zajęło mu, żeby się otworzył. Zresztą codziennie otwierał się na nowo.
Oskar. Fantasta, pasuje do niego idealnie. Po jakimś czasie naprawdę polubiłam tego specyficznego chłopca, aż przykro mi było, że odchodził do zerówki.
Wiktor. Sprawiał wrażenie rozpieszczonego. Na szczęście tylko sprawiał. Był przezabawny i fajny.
Dorotka, siostra Wiktora. Wspaniała! Miałam nawet przebłysk, żeby Klaudii tak dać na imię. To może śmieszne, co teraz powiem. Jednak ona nauczyła mnie wiele, jeśli chodzi o mój zawód, podejście do dzieci i do ludzi w ogóle.
Ok, starczy informacji o „moich dzieciach”. Oczywiście było ich dużo więcej.
Wiecie co odkryłam? Szybciej uczę się angielskich zdań mówiących o uczuciach i ludziach. Zdania typu „woda wrze w temperaturze 100 stopni C” dłużej wchodzą mi do głowy. To moje zamiłowanie ludźmi ma odzwierciedlenie nawet w nauce języka… Mam na myśli oczywiście to, jak lubię obserwować i analizować ludzkie zachowania, osobowości. Żebyście nie posądzili mnie o sprzeczne informacje, bo marna ze mnie dusza towarzystwa.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz