Nic a nic nie ucieszył mnie ten komplement. Byłam wręcz oburzona, że ktoś moje oczy uważa za ładniejsze w makijażu niż bez (swoją drogą która z nas nie jest piękniejsza z "makeupem"?). Długo nie mogłam się pogodzić, że makijaż podkreśla naszą urodę. Dlatego pewnie tak późno zaczęłam się malować. Do teraz lubię minimalizm.
Swego czasu myślałam, że
wszystkie piękne dziewczyny są naturalnie piękne. Później zorientowałam się ile
to kosztuje pracy. Jestem wdzięczna dziewczynom na you tubie, że potrafią pokazać
się bez makijażu. Widząc je, myślę "uf, nie jestem sama". Teraz uważam, że
makijaż to nic złego. To mniej więcej to samo co ubiór dobrany do naszej figury
i kolor do naszej urody. Dlaczego ktoś ma się nie malować i źle czuć w swojej
skórze? Sama długo tak właśnie się czułam.
Aczkolwiek z uporem się nie malowałam!
Zdaję
sobie sprawę, że to co piszę może wydać się niektórym z Was co najmniej
dziwne, ale naprawdę walczyłam wewnętrznie (jak lwica). Dzisiaj jestem zdania, że każdy
może, ba powinien, wydobywać z siebie to co najpiękniejsze. Czy to fryzurą, kosmetykami,
ubiorem. Zresztą to też nie lada wyzwanie! Ale u gustach się nie
dyskutuje.
Nie zapomnę, kiedy przyszłam do pracy policzkami muśniętymi różem.
Musiałam z nim trochę poszaleć, bo dyrektor się mnie spytał- czy coś mi się stało... Na dodatek róż nakładałam tam, gdzie powinien być bronzer... Nie rozróżniałam tego do niedawna. Innym razem
pomalowałam rzęsy i zapomniałam zmyć tusz z powiek(zawsze się ubabram).
Dziwiły mnie spojrzenia ludzi, ale dopiero w Przedszkolu zreflektowałam się o
co chodzi.
Od dziecka słyszałam, że mam piękne oczy, a rzęsy i brwi tym
bardziej. Tak bardzo w to uwierzyłam, że nie brałam pod uwagę, że komuś mogą
się nie podobać. Nawet nie podważałam tego, czy mnie samej się podobają. Nie no pewnie, że podobają (chociaż myślę, że rzęsy i brwi robią największą robotę wszystkim
oczom).
Zauważcie, że jeśli coś jest systematycznie powtarzane, to nie ma siły,
człowiek w to uwierzy. Sztuka perswazji jest ogromna. Wmawianie komuś, że ma
coś piękne, jest ok. Gorzej jak konsekwentnie powtarzamy coś negatywnego. Nie
musi to być skierowane do kogoś. Możemy w ten sposób szkodzić samym sobie,
wytykając sobie non stop nasze wady. Szkopuł w tym, że jakoś łatwiej nam
przychodzi mówienie o naszych niedociągnięciach aniżeli zaletach. Ile trzeba
się nagimnastykować, żeby wymienić kilka swoich dobrych cech. Nie zapominajmy
jednak, że jeśli z uporem będziemy mówić i myśleć o naszych zaletach, w końcu
stanie się to naturalne. Najgorzej zacząć. Wiem po sobie.
Ps. Pamiętacie jak pisałam Wam o Justynie, która myślała, że dużo
ćwiczę i jem tylko zdrowe rzeczy? Doszłam dzisiaj do jeszcze jednego wniosku
związanego z tą sytuacją. Otóż, jaką Justyna poczuła ulgę, gdy zrozumiała, że
wcale nie jestem taka idealna. Tak samo olśniło mnie po zobaczeniu” you
tuberek” bez makijażu. Nasze niedociągnięcia są potrzebne innym. Nie musimy być
perfekcyjni.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz