Wyrzuty sumienia
miałam często. Od dziecka dużo się przejmuje i stresuje. Najgorzej jak
się nakręcę. Potrafię sobie wmawiać jakąś katastrofę i nawet się popłakać! A
rano wstaje i wszystko wydaje mi się takie niedorzeczne! Chociaż muszę się Wam
pochwalić, że od jakiegoś czasu jakoś sobie z nimi radzę. Wymyśliłam nawet
zdanie, które mi towarzyszy w takich przypadkach „No trudno, tym razem mi nie
wyszło, ale następnym razem postaram się to zrobić lepiej”. Na mnie działa.
Wyrzuty sumienia pewnie nieraz są potrzebne, ale trzeba wiedzieć, kiedy
przestać się zadręczać i po prostu iść dalej z lepszym nastawieniem.
Wracając do przedszkola, to uwielbiałam do niego chodzić.
Nikt nie musiał mnie tam zaciągać siłą, jak to się nieraz zdarza. Słowo Pani
było święte. Ważniejsze od tego, co mówiła Mama. Mama ubierała mnie przeważnie
w getry. Z Myszką Miki, dalmatyńczykami, duszkiem Kacprem, trochę ich miałam.
Niedawno się dowiedziałam, że moja koleżanka mi ich zazdrościła. A ja zawsze
uważałam, że mam gorsze ciuchy od innych. Włosy miałam obcinane na „garnek”.
Miały się wzmocnić, bo były jak pierze kurczaka, tak mówiła mama. Chyba coś to
dało, bo teraz są całkiem w porządku. Wtedy jednak marzyłam o długich włosach.
O kucyku albo warkoczu! Po części spełniałam swoje marzenie w domu. Zakładałam
na głowę kalesony brata i dzięki temu miałam dwa kucyki. To była moja
alternatywa dla długich włosów. On często mi w tym towarzyszył. Tak na
marginesie to teraz też je zapuszczam. Nigdy nie miałam włosów dłuższych niż do
ramion. Może w końcu mi się uda.
Najfajniejsza była Pani Basia. Grała nam na pianinie, a my,
dzieciaki śpiewaliśmy. Była bardzo ciepła i nigdy nie traciła do nas
cierpliwości. Pamiętam, że bawiliśmy się w „Gąski, gąski do domu” i nigdy się
nam to nie nudziło. Przynajmniej mnie. Uwielbiałam wózek z lalką, bo sama
takiego nie miałam. Pewnie wtedy mało kto miał taki wózek. Miałam tylko jedną
lalkę „dzidzie” Tintę. Lalek Barbie miałam dużo więcej. Tinta miała być Anitą,
jednak przez to, że śpiewała „Tinta, Tinta lala..” została Tintą. Miała długie
blond loki, białą bluzeczkę i ciemne spodenki, zwężane u dołu, chyba granatowe.
Dostałam ją pod choinkę. To był najlepszy prezent ever! Po kolacji w Święta
Bożego Narodzenia zawsze szliśmy z bratem do łazienki, nie wolno nam było
podglądać i naprawdę tego przestrzegaliśmy. Przychodził wtedy Święty Mikołaj,
zostawiał prezenty pod choinką i uciekał. Nie wpadliśmy nawet na pomysł, żeby
sprawdzić czy to faktycznie Święty Mikołaj nas odwiedził, bo byliśmy mega
szczęśliwi, że coś nam przyniósł. Nie przypominam sobie, kiedy odkryłam, że
Mikołaj nie istnieje. Chyba nie było to dla mnie nic traumatycznego. W Święta
Wielkanocne prezenty przynosił Zając. Do koszyka. On akurat robił to w nocy, bo
rano prezenty były gotowe. Raz dostaliśmy po kawałku drewna, pięknie
zapakowanego w papier, bo ponoć byliśmy niegrzeczni. Jednak aż tak nie mogliśmy
broić, bo były tam też inne rzeczy. Nie pamiętam co. Mama pewnie chciała być
zabawna i w sumie udało się jej.
Koniec pisania na dziś, bo w planach mam jeszcze naukę
angielskiego. Uczyłam się go w liceum i dużo więcej umiem niż z języka
niemieckiego, który miałam całą podstawówkę, gimnazjum i liceum. Angielski
miałam też na studiach, jednak nasza Pani była zafiksowana na punkcie zdrowej
żywności i te tematy przeważały na większości wykładów. Oczywiście po polsku.
Byłam w grupie średnio-zaawansowanej, bo przed przydzieleniem osób do grupy
pisaliśmy test. Dużo odpowiedzi ściągnęłam od koleżanki z liceum, z którą
poszłam razem na studia i tylko dlatego tam trafiłam, bo jak się domyślacie,
chciałyśmy być razem w grupie. Jednak nie było tak ciężko, z racji zamiłowania
Pani do zdrowej żywności. Chociaż muszę Wam powiedzieć, że dowiedziałam się
wielu przydatnych rzeczy. Przykładowo o antybiotykach w mięsie, z powodu
których Pani była wegetarianką. O tym, że dorosły człowiek nie potrzebuje już
mleka krowiego, że jest wręcz szkodliwe dla niego. Szczerze, to nie umiem sobie
całkowicie odmówić mleka. Jak tu nie pić kakao od czasu do czasu? Albo inki z
odrobiną mleka? Panią z Liceum wspominam bardzo ciepło. Była kochana, ale i
stanowcza, przez co wzbudzała szacunek, ale nie strach. Jaka reklama!
Ok, to
„idę” na ten angielski. Do jutra Kochani!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz