Moja
„rozkmina” na temat sprawdzianu z przyrody. Dostaliśmy małe kartki i mieliśmy
wg instrukcji rysować linie w kratkach. Np. dwie kratki na: NE (północny
wschód), trzy kratki na: SW (południowy zachód) i
tak dalej. Oczywiście bez tłumaczeń w nawiasie. Miał z tego wyjść królik, z tego co pamiętam. Szło mi opornie. Na
koniec wszystko zmazałam korektorem i chciałam zacząć od początku. Niestety
nauczycielka stwierdziła, że oddajemy kartki. Byłam
przerażona. Liczyłam się z tym, że dostane tzw.pałę. Chociaż miałam nadzieję, że mój korektor zostanie potraktowany jak długopis. Musiałam się pocieszać,
żeby nie zwariować. Niestety w tym przypadku, nadzieja matką głupich. Dostałam
moją pierwszą jedynkę. Mega stresowałam się, jak to powiem mamie. Moja mama
okazała się wspaniała i przyjęła to z uśmiechem. Nawet zażartowała, że uczeń
bez jedynki, to jak żołnierz bez karabinu. Kamień spadł mi z serca.
Moi rodzice
nie oczekiwali ode mnie bycia najlepszą. Później po prostu przyzwyczaili się,
że przynoszę 5. Tak samo nawykli do moich 3 i 4 w Liceum (w LO postawiłam na życie towarzyskie...). Tata
musiał raz zostać na rozmowie po wywiadówce, bo moja wychowawczyni martwiła się
moimi ocenami z matematyki. Królowały 2 i 1. Wstyd mu było, ale nie miał pretensji. Tyle dobrego w tym, że dobrze mu się gadało z moją
wychowawczynią.
Ps. Usprawiedliwienia moich nieobecności w Liceum podpisywała mi moja koleżanka. Była moim wirtualnym tatą prawie całe LO.
Moja mama kiedy dostałam pierwszą w życiu 1 powiedziała dokładnie to samo! :D
OdpowiedzUsuń