06 kwietnia 2017

Metody wychowawcze, mało wychowawcze



Właśnie pisze z Kamilą. Pochwaliła mi się, że może jeść obiady w pracy legalnie. Kiedy pracowałyśmy razem podkradałyśmy trochę zupy, ze strachem w oczach, że nasz Szef nas przyłapie. Ile razy zdarzyło się, że musiałyśmy połknąć, to co mieliłyśmy w buzi, bo drzwi się otwierały.
Zaczęły jeść z koleżankami obiady w pracy, bo doszły do wniosku, że nikt im tego nie zabraniał. W sumie racja. Z Kamilą razem pracowałam w Przedszkolu. Zaczęłam pracować tam sama, a kiedy zaszłam w ciąże i Facet szukał kogoś, kto mnie zastąpi, zaproponowałam mu Kamilę. Około trzech miesięcy pracowałyśmy razem.
Kiedy szukałam pracy w zawodzie. Byłam wniebowzięta, że ktoś mnie w końcu zechciał. Tym bardziej, że byłam bez doświadczenia. Miałam małe wymagania, co do zarobków i umowy. Zależało mi na zdobyciu doświadczenia. Jednak to, z czym się zderzyłam, zmieniło moje patrzenie na dzieci i tę pracę w ogóle.
Myślałam, że dzieci to są takie słodkie, małe Stworzonka, które się bawią, uśmiechają i kochają bez granic. O ja naiwna! Zapomniałam, że są to mali ludzie z temperamentem, z humorami, nawykami. Mają swój charakter. Mega ciężko było mi na początku ich okiełznać. Tym bardziej, że nie było to profesjonalne przedszkole, z podziałem na grupy. Dzieci były w różnym wieku w jednej grupie. W ogóle mnie nie słuchały! Robiły co chciały. Tak bardzo chciałam, żeby mnie polubiły. Dzieciaki jednak są przekorne. Lubią czuć autorytet, nawet jeśli czasem się buntują. Trochę zajęło mi zdobycie posłuchu u moich wychowanków. Wiedziałam, że moje słowa nie mogą być czczym gadaniem, ale mieć odzwierciedlenie w rzeczywistości w razie konieczności. 
Najgorsze były zajęcia. Tak trudno było ogarnąć tak zróżnicowaną rozwojowo grupę. Najpierw przekupywałam dzieci żelkami, paluszkami, jeśli będą grzeczne na zajęciach...
Wiem, wiem, niepedagogiczne.
 Niestety wtedy, było to dla mnie jedyne wyjście. 
Z czasem jednak nabrałam tyle wprawy i zyskałam ich szacunek, więc nie było to konieczne. 
Ps. Jednak później też dostawały ode mnie przysmakami, tak od serca. Mojej Klaudii nie zabraniam jedzenia słodyczy. Oczywiście, wszystko w granicach rozsądku.Wydaje mi się, że jeśli chcemy tak bardzo nasze dzieci przed czymś uchronić, to one tym bardziej będą chciały tego spróbować. Wiecie, zakazany owoc. Oczywiście to tylko moje zdanie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz