04 kwietnia 2017

To nie wstyd się wstydzić

„Weź sobie- nie wstydź się.”

„Zjedz coś– nie musisz się wstydzić.”

„No powiedz coś, nie wstydź się.”

A ja wstydziłam się jeszcze bardziej.
Dorośli naprawdę sądzili, że to pomaga? Pewnie tak. Kiedyś nie było tych wszystkich cudownych poradników. Robili i mówili to samo co im, z pokolenia na pokolenie. Obym zapamiętała to wszystko co mnie, jako dziecko,  drażniło u dorosłych. Dla mojej Klaudii.
Zawsze z Tomkiem wstydziliśmy się, chociażby, odezwać w gronie dorosłych krewnych. Obcych dorosłych również. A co dopiero zjeść? To byłby hardcore! Chociaż „nie wstydź się, zjedz ”nie było takie złe. Często na to czekałam. Potrafiłam wtedy przełamać wstyd i ośmielałam się coś wziąć. A tak, choćby skręcało mnie w żołądku, nie odważyłabym się. Krewni często chwalili nas do rodziców, że mają tak grzeczne dzieci. Tata przeważnie wtedy mówił, że jakby zawiesił kamerę u nas w domu i nas nagrał z ukrycia, to dopiero zobaczyliby nasze prawdziwe oblicze. Bez wątpienia miał racje! Jednak zabieranie nas gdziekolwiek chyba nigdy nie kończyło się poczuciem wstydu dla rodziców. Takie były plusy naszej nieśmiałości.
Do tej pory tak mam, że potrzebuje czasu, żeby się przed kimś otworzyć. Nie potrafię brylować w nowo poznanym towarzystwie.
Pamiętam jak na podwórku z kimś dłużej się nie widziałam, to nie miałam śmiałości podejść do niego bez zaproszenia. Nie chciałam się wpraszać i przeszkadzać. Mogłam stać cały dzień sama pod klatką, ale nie miałam odwagi dołączyć do dzieci. Myślę, że bałam się odrzucenia. Czekałam aż ktoś po mnie przybiegnie. Kiedy spotykałam nowych ludzi też nie umiałam pierwsza zagaić. Podziwiałam innych, którzy byli tacy otwarci. Szczególnie mojego przyjaciela Igora. Lubili go wszyscy, a przynajmniej większość naszej wioski.
Zazdrościłam mu też tego, że miał babcie w Malborku, która mieszkała w byłym Zamku. Ciekawe jaki Zamek miał na myśli? Chyba nie ten Krzyżacki? Jeździł tam na wakacje i poznał dwójkę przyjaciół. Nie pamiętam imion. Mieli wspaniałe przygody. Kiedy opowiadał mi o tych przygodach, wspomniał, że niedługo się tam przeprowadzi, że jego mama się już na to zgodziła. Serce mi zamarło. Mój przyjaciel woli tych ludzi z Malborka ode mnie? Łykałam wszystko jak pelikan żaby (powiedzenie mojej mamy). Dopiero po paru latach przyznał się, że wymyślił tę historię.
Tak samo było z historią związaną z chłopakiem, którego rzuciłam po jednym dniu chodzenia. Byłam w pierwszej klasie szkoły podstawowej. Stwierdziłam, że to za wcześnie na chłopaka. Na dodatek on nie zdał do drugiej klasy, a ja byłam jedną z lepszych uczennic. Wiem, wiem, podłe… Poza tym co powiedziałby na to mama, tzn. na mój związek? Wysłałam więc Igora, żeby powiedział temu chłopakowi, że go rzucam. Oczywiście, Oskar namawiał mnie, żebym się zastanowiła i nie podejmowała pochopnie decyzji. Aczkolwiek ja przemyślałam to przez noc i stwierdziłam, że tak trzeba. W końcu odpuścił i poszedł. Kiedy wrócił powiedział mi, że ten chłopak płakał, że mnie bardzo kocha i go skrzywdziłam. Chyba nawet mówił, że mój były amant płakał kilka godzin. 
Podkreślam, byliśmy w pierwszej klasie! 
Chyba przez dwa lata wstydziłam się koło niego przechodzić. Tak było mi głupio. Oczywiście, Oskar przyznał się później, że wymyślił tę historię, bo ten chłopak w ogóle się tym nie przejął!
Piszę dziś do Was i mega mi zimno w nogi, chociaż jestem przykryta kocem. Chyba ubiorę skarpety.
Ok, ubrałam.
Odkąd sięgam pamięcią, szybko marzną mi stopy. Jeszcze nigdy w mojej „karierze” nie miałam takich butów zimą, w których byłoby mi naprawdę ciepło. A nie, przepraszam! Były takie brązowe, z grubym kożuchem w środku. Kojarzyły mi się z jaskiniowcami. Było mi w nich naprawdę ciepło. Jednak to, jak się w nich prezentowałam to druga sprawa. Moja córka ma chyba ten sam problem co ja. Zawsze jak wracam z nią ze spaceru, nie ważne czy ma buty, czy jest opatulona kocem, ma zimne stopy. Moja ciocia też się na to uskarża. Lekarz jej powiedział, że taka już jej natura, ma słabe krążenie. Może to jakaś  rodzinna przypadłość?
W sumie moja mama też ma problem z butami na zimę. Mają mieć gruby kożuch w środku, solidną podeszwę, być do kolan i przy tym dobrze wyglądać. Wysokie wymagania.
Osobiście, to ja już nawet nie szukam kozaków do kolan. Zawsze miałam problem, żeby dopiąć się w łydce i to mnie dołowało. Autentycznie było mi przykro. Przerzuciłam się na botki i problem z głowy. Zresztą wg mnie noga w botkach wyglądam atrakcyjniej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz