Pojechałam na randkę do
Gdańska. Ewa akurat pracowała przy rozdawaniu ulotkek w tunelu.
Miałyśmy plan, że gdyby
chłopak mi się nie spodobał, napiszę jej dyskretnie smsa, a ona do mnie
zadzwoni i nakłamię, że muszę wracać.
Gdy tylko go zobaczyłam wiedziałam, że
randka się nie uda. Miał jakieś dwa metry wzrostu. Ja mam zaledwie 160!
Cieszyłam się, że nie wybrałam się w płaskich butach. W ogóle mi się nie
podobał. Już nawet nie pamiętam jego twarzy. Widać, że był zestresowany, a ja
nie ułatwiałam mu zadania, bo byłam oschła. Było to naprawdę wredne z mojej
strony! Nasz spacer trwał jakieś 15 minut i wdrożyłam mój niecny plan. Był
zawiedziony. Później stałam razem z Ewą, pomagając jej przy ulotkach, a on
akurat tamtędy przechodził! Tego nie przewidziałam!
Tak sobie
myślę, jakie człowiek ma wymagania względem drugiego człowieka. Nawet nie dałam
mu szansy pokazać się z jak najlepszej strony. Nie każdy potrafi być otwarty,
zabawny już od pierwszego spotkania. Powinnam przecież to znać z autopsji… Nie
chodzi mi o to, żeby być z kimś, kto się nam w ogóle nie podoba, jest nie w
naszym guście, ale o to, żeby potraktować tego kogoś po ludzku, nie dać mu
odczuć, że go nie polubiliśmy. Lepiej, żeby ten ktoś wyszedł z tej relacji na zero niż z niższym poczuciem własnej wartości. Najlepiej zawsze postawić
się w sytuacji drugiego człowieka. Gdyby mnie jakiś chłopak olał po 15 minutach
rozmowy, na pewno nie wpłynęłoby to pozytywnie na moją samoocenę…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz