„Ja to bym
chciał dziewczynę z ustami pomalowanymi na czerwony kolor”.
Rozmowa
naszej wychowawczyni z nami na lekcji wychowawczej.
"Chłopacy nie lubię roznegliżowanych dziewczyn. Wolą dziewczyny skromne, dzięki temu mogą pobudzić swoją wyobraźnie."
"Naprawdę? To ja od dziś chodzę w sukniach do kostek!"
A to kawałek rozmowy z kółka historycznego.
Myślę, że trafiła się nam
najlepsza wychowawczyni pod słońcem. Uwielbiałam jej słuchać, kiedy coś
opowiadała. Mało tego, uwielbiałam jej słuchać nawet wtedy, kiedy dyktowała
pytania na sprawdzian! Jej głos miał w sobie niesamowity spokój i łagodność. Nikogo
nie wyróżniła (bynajmniej ja odniosłam takie wrażenie). Mogę śmiało powiedzieć,
że była naszą drugą mamą. Oczywiście, że potrafiła się na nas wkurzyć i
niespodziewanie przepytać nas z dat i wstawić kilka pał. Nie ma tego złego, co
by na dobre nie wyszło, bo dzięki temu umiem daty do dziś! To były podstawy,
które każdy musiał znać, oprócz stałego
materiału. Była kobietą niesamowitej urody. Patrzeć na nią było czystą
przyjemnością. Była wzorem do naśladowania, dzięki swojej elegancji,
elokwencji, otwartości.
Szanowaliśmy ją bezgranicznie, chociaż nie trąbiła w koło o autorytecie, który nauczyciel mieć powinien!
Szanowaliśmy ją bezgranicznie, chociaż nie trąbiła w koło o autorytecie, który nauczyciel mieć powinien!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz