Wstydziłam się moich ud. Dla mnie, krótkie spodenki były przeznaczone dla nóg
idealnych, jędrnych, szczupłych. Podziwiałam dziewczyny, które nosiły krótkie
spodenki nie mając ekstra nóg.
Nosiłam za to w rybaczki, które kończyły się
w połowie łydki! Chyba mniejszym złem byłoby pokazać nieidealne nogi niż skracać to, czego nie miałam w nadmiarze (długości nóg). Później przerzuciłam się na rybaczki, które kończyły
się pod kolanem. Trochę lepiej współgrały z moimi nogami.
Szału na pewno nie
było.
Myślę, że teraz jakieś spodenki zagoszczą w mojej szafie, bo zaczęłam
uważać, że moje nogi nie są najgorsze. Jednak zdecydowanie preferuję sukienki
i spódniczki. Tutaj też muszę uważać z długością. Koniecznie musi się kończyć
przed kolanem (lekko nie mam).
Kiedyś też nie nosiłam sukienek. Wiecznie chodziłam w długich spodniach. Latem
także. Na dodatek w grubych dżinsach! A nawet i w sztruksach podszytych takim
ciepłym pluszkiem. To nic, że pot lał się ze mnie strumieniami. Ważne, że nogi
były zakryte. Pewnie też dlatego, że późno zaczęłam golić nogi i nie chciałam,
żeby moje włosy ujrzały światło dzienne.
Ps. Jestem dziś
tak zachwycona moją fryzurą, że co chwilę zaglądam do lustra.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz