27 czerwca 2017

Spodenkowe rewelacje

Nigdy nie chodziłam w krótkich spodenkach. Choć teraz też bardzo rzadko się to zdarza. 

Wstydziłam się moich ud. Dla mnie, krótkie spodenki były przeznaczone dla nóg idealnych, jędrnych, szczupłych. Podziwiałam dziewczyny, które nosiły krótkie spodenki nie mając ekstra nóg. 

Nosiłam za to w rybaczki, które kończyły się w połowie łydki! Chyba mniejszym złem byłoby pokazać nieidealne nogi niż skracać to, czego nie miałam w nadmiarze (długości nóg). Później przerzuciłam się na rybaczki, które kończyły się pod kolanem. Trochę lepiej współgrały z moimi nogami. 

Szału na pewno nie było. 

Myślę, że teraz jakieś spodenki zagoszczą w mojej szafie, bo zaczęłam uważać, że moje nogi nie są najgorsze. Jednak zdecydowanie preferuję sukienki i spódniczki. Tutaj też muszę uważać z długością. Koniecznie musi się kończyć przed kolanem (lekko nie mam). 

Kiedyś też nie nosiłam sukienek.  Wiecznie chodziłam w długich spodniach. Latem także. Na dodatek w grubych dżinsach! A nawet i w sztruksach podszytych takim ciepłym pluszkiem. To nic, że pot lał się ze mnie strumieniami. Ważne, że nogi były zakryte. Pewnie też dlatego, że późno zaczęłam golić nogi i nie chciałam, żeby moje włosy ujrzały światło dzienne.

Ps. Jestem dziś tak zachwycona moją fryzurą, że co chwilę zaglądam do lustra.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz