Pamiętacie modne szare spodnie, z dużymi kieszeniami po bokach? Można było nawet kupić górę do kompletu. Takiej rozpusty, rzecz jasna, u mnie nie było. Dostałam je dopiero, gdy wychodziły z obiegu. Tak samo było z czarnymi dzwonami z dużą klamrą z przodu, taką imitacją paska. Byłam prze-szczęśliwa, kiedy je dostałam. Niestety wylałam na nie zmywacz do paznokci, chyba nawet w ten sam dzień... Byłam zrozpaczona. Próbowałam zamalować plamę czarnym pisakiem. Nie dał rady. Prześwitywał jaśniejszy kolor. Koniec końców, chodziłam w nich, bo czy miałam wybór?
Nie myślcie, że zawsze byłam tak „poszkodowana”. Byłam
chyba jedyną posiadaczką spodni, które z
przodu przypominały skórę węża, a z tyłu były pokryte pluszem. Ile dziewczyn mi
ich zazdrościło!
Kolejną moją przygodą ze spodniami były brązowe sztruksy.
Pamiętam do dziś, że były bardzo wygodne, niczym getry. Czułam
się w nich świetnie. Szkoda, że nie nacieszyła się nimi zbyt długo. Rozprułam
je na kieszeni, broniąc wejścia do garażu Dżasty niczym "Hirou" (czyt.bohater). Zszyłam je i nosiłam dalej ,
ale to już nie było to. Straciły szyk i elegancję.
Jak już mowa o garażu, to zabawa była tam przednia. Miał mały
strych, co czyniło go jeszcze bardziej wypasionym. Był wyposażony w jakieś
stare kanapy.
Możecie sobie wyobrazić, jak można było puścić wodze fantazji?
Okno miało widok na pole. Nim właśnie wychodziliśmy szaleć na bale, gdy był
okres żniw. Z tego szaleństwa najbardziej zapamiętałam obszczypane nogi…
Ps. Pofarbowałam dziś odrosty. Jestem zadowolona z efektu. Przedtem
robiłam pasemka rozjaśniaczem, ale nawet najlżejszy rozjaśniacz dużo bardziej
niszczy włosy niż farba. Posiadaczkom blond włosów polecam blog „Blondeme”.
Jest tak naprawdę sporo cennych rad.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz