Nie, nie chciałam się z nią podzielić... (Haha!)
Po prostu za każdym
razem, kiedy do niej przychodziłam pytałam się czy coś zjadła, żeby za chwilę
wymieniać jakich rarytasów zażyło dziś moje podniebienie. Chyba chciałam się
pochwalić, bo nie wiem, jaki mógł być inny cel?
Mieliśmy z Tomkiem dobrze , bo
babcia z samego rano wyruszała na łowy do pobliskiego wiejskiego
sklepiku. Nawet mnie zawsze udało się na coś załapać.
Mogłam się potem chełpić
bez liku.
Ale to było głupie!
Asia, później mi to wypomniała. Myślała,
że bawię się z nią tylko dlatego, żeby pochwalić się tym, co zjadłam (Haha!
Musiałam się zaśmiać). Zauważcie jaką dużą rolę odgrywało jedzenie w moim
życiu?
Kiedyś zanosiłam lekcje mojej koleżance, bo była chora. Jej
mama spytała się mnie czy jadłam już obiad. Powiedziałam, że tak. Gdybym
wiedziała, że nie dostane drugiego obiadu, skłamałabym, że nie. W moim domu
było na porządku dziennym, że trzy razy jadłam zupę. Ziemniaków i mięsa nie
cierpiałam, na szczęście były tylko w niedzielę. W poniedziałek zawsze była
grochowa. Musiałam wybierać plewy z grochu, bo nigdy nie był dobrze
oczyszczony. Lubiłam to.
Rano zawsze chodziłam po bułki do sklepu. Najlepsze
były w niedziele, jeszcze ciepłe. Trzeba było jednak wybrać się odpowiednio
wcześnie i postać trochę w kolejce, bo miały niezłe wzięcie. Bułki jadłam tylko
z masłem, żeby nie zaburzyć smaku. Do teraz tak mam.
W Liceum z kolei miałam fazę na jogurty. Najlepsza była
kaszka manna poranna. Szybko z nimi skończyłam, bo szło mi w "biedra". Kto by
pomyślał?
Ps. Po płukance moje włosy wyglądają dużo lepiej. Za drugim razem
to w ogóle będzie raj na głowie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz