„Monika
lubi gotować”
Tak mnie postrzegano w domu. Zupy robiłam już w podstawówce.
Babcia mnie nauczyła. Ciekawiło mnie to jako dziecko. Jednak czy aż tak lubiłam
gotować? Ciasta w mojej karierze jeszcze nie upiekłam. Nie wiem skąd wzięło się
to, że lubię dzieci. Może przez moje zamiłowanie do zabaw lalkami? Zresztą nie
ważne czy lubiłam czy nie. Chodzi mi o to, że była to presja.
Co się
stanie, kiedy nie sprostam wymaganiom.
Analizowałam czy naprawdę to
lubię? Sama nie wiem czy lubiłam czy nie. Dzisiaj gotowanie jest mi obojętne.
Na pewno nie jest moją pasją. Dzieci lubię. Przeanalizowałam to (ha ha)
przepraszam musiałam.
W oczach Justyny byłam wzorem do naśladowania. Uważała, że
dużo ćwiczę, jem zdrowo i mam mega porządek w domu. Oczywiście ćwiczyłam,
starałam się jako tako odżywiać, ale bez przesady. Mój dom też nie błyszczał.
Spodobało mi się, że komuś imponuję. Starałam się więc w jej oczach taka
pozostać. Minus był taki, że strasznie mnie to męczyło. Fajnie jednak było być
dla kogoś wzorem. Na dłuższą metę uczciwość względem siebie jest ważniejsza.
Przestałam podporządkowywać się takiemu myśleniu o mnie.
Ps. Głupio mi było przy niej zjeść coś niezdrowego.
Często nieświadomie obsadzamy ludzi w rolach. Pewnie są tacy,
którzy nie ulegają presji ze strony otoczenie. Osobiście nie należę to takich
osób. Zawsze chciałam zadowolić wszystkich wkoło. Co prowadziło do tego, że sama nie wiedziałam kim jestem. Mam nadzieje, że nie macie tak jak ja. Wracając
do Liceum, to cieszyłam się, że będą nowi ludzie, którzy nie wiedzą, że byłam
wzorową uczennicą. Moi rodzice są pod tym względem wspaniali. Nigdy nie
wymagali ode mnie, żebym byłą najlepsza. Byli dumni jak byłam rzecz jasna, ale tez nie
oburzali się, kiedy przynosiłam 3 i 4.
Może przesadzam? Przecież jak
bardzo trzeba się pilnować, żeby komuś nie czegoś nie narzucić. W tej sytuacji nawet komplementy mogą być kłopotliwe. Przypuśćmy, że pochwalimy kogoś za to, że jest zawsze miły.
Następnym razem głupio mu będzie być niemiłym, a ma powody, nie ma humoru, miał zły dzień, itp. Może unikajmy słów "zawsze", "nigdy", "wszyscy"?
Poza tym analizowanie wszystkiego nie
jest dobre. Odziera nas ze spontaniczności. Takie umysły nie mają
lekko w życiu. Zresztą jest to cecha introwertyków, którzy z reguły mają pod
górkę. Pamiętam jak oburzyłam się na Kamilę, gdy powiedziała naszej koleżance ze
studiów, że obie jesteśmy introwertykami. Nie chciałam być tak postrzegana.
Broniłam się przed tym rękami i nogami (w myślach). Dopiero, kiedy zaakceptowałam ten fakt,
przestał mi tak przeszkadzać. Zresztą mam tak ze wszystkim. Kiedy usilnie
próbuje coś wyprzeć, oczywiście coś, co mi nie pasuje, nie daje mi to spokoju.
Np. kiedy się czegoś wstydzę. Tak długo jak temu zaprzeczam ten wstyd się
nasila, a jak powiem sobie „no trudno, wstydzę się, nic na to nie poradzę”
wstyd odpuszcza. Trochę mi to zajęło, kiedy to odkryłam. Może przeczytałam to w
jakimś poradniku?
W pewnym okresie miałam na nie fazę. Niektórzy twierdzą, że
takie poradniki nic nie wnoszą. Jednak mi naprawdę dały do myślenia. Oczywiście
tym razem „nie łykałam wszystkiego jak pelikan żaby”. Wyciągałam z nich to co
mi odpowiadało i co uważałam za słuszne. Ok, przyznam się Wam, na początku
wierzyłam we wszystko. Pierwszą tego typu książką była „Potęga podświadomości”.
Byłam wniebowzięta. Myślałam, że w końcu odkryłam coś, dzięki czemu będę
szczęśliwa. Dopiero później, z każdym kolejnym poradnikiem stawałam się
mądrzejsza. Zaczęłam czytać, powiedzmy że mądrze. Nie żałuje jednak żadnego z nich. Z całego serca polecam Wam książki Reginy
Brett. Nigdy nie czytałam czegoś tak pięknego, a zarazem prostego. W sumie nie
wiem czy można jej książki zaliczyć do poradników. Chociaż porady ma świetne.
Myślę, że nie miałaby o to pretensji.
Klaudia
wstała. Pa pa!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz