08 kwietnia 2017

„Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło”

Znowu przeskoczyło mi coś w kolanie. Minimum co pół roku coś się tam dzieje. Teraz nie mogę do końca wyprostować. Czasem mija to po godzinie, czasami trwa dzień,  rzadziej dłużej. Najdłużej trwało jak byłam w ciąży. Z miesiąc chodziłam z takim kolanem. Po czasie zakwasy mi się zrobiły na nogach, bo angażowałam inne mięśnie. Moje problemy z kolanami(z drugim też jest coś nie tak, ale nie przeskakuje) zaczęły się już w podstawówce. Pierwszy raz, kiedy grałam w gumę z Igorem i Olą. Potem, często na w-fie mi przeskakiwało. Dwa razy zakładano mi na to kolano gips. Po zdjęciu było jeszcze gorzej. Noga była sztywna. Po latach doświadczenia wiem, że jak przeskoczy musi odskoczyć. W gipsie miało utrudnione zadanie...Później trafiłam do ortopedy, który ściągał mi wodę z kolana i robił zastrzyki. Przynosiło to chwilową ulgę.

Na studniówce kolano także przestało współpracować. Ryczałam jak bóbr. Wszyscy myśleli, że mnie to tak boli. Kolano boli mnie tylko wtedy, kiedy próbuje na siłę wyprostować. Tak to praktycznie w ogóle. Było mi po prostu smutno, że tak długo wyczekiwany dzień nie uda się przez moje kolano. Byłam wściekła, że akurat wtedy musiało mi się to przytrafić. Miałam piękną fryzurę, szałową sukienkę (teraz wybrałabym inną, jednak nie była najgorsza, miała piękny kolor) i ten dzień miał się tak  skończyć? Mój chłopak, teraz już mąż, był na mnie zły, że tak panikuje i stwierdził, że lepiej jak pojedziemy do domu. Miał rację, ale wtedy oczekiwałam od niego jakichś słów wsparcia i byłam w szoku, że tak oschle traktuje moją rozpacz. Teraz go rozumiem. Aczkolwiek studniówka się udała i zostaliśmy do końca. Tańczyłam z takim kolanem jakie miałam. 

Historia powtórzyła się. Uwaga! Na naszym ślubie! Dacie wiarę? W pierwszym momencie spanikowałam. Pamiętając jednak studniówkową sytuację wzięłam głęboki oddech, poszłam się usiąść, rozmasować kolano, kilku osobom się pożaliłam przy okazji i do końca wieczoru przetańczyłam. Dobrze, że Panna Młoda ma długą suknie i nie widać pod nią ugiętego z lekka kolana. Bawiłam się wspaniale. Wesele było cudowne. Mało kto się skapnął, że dziwnie chodzę. Zresztą później można było zwalić winę na buty, że niewygodne. Teraz też myślę, że nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Dzięki dzisiejszemu przeskoczeniu wpadłam na pomysł, żeby opisać Wam te dwie historię.

Kiedyś miałam nawet żal do Boga, że mam takie kolana! Dla mnie chyba od zawsze szklanka była do połowy pusta, a nie pełna. Pesymistka pełną gębą!
Dziś już tak nie myślę. Dziś się cieszę, że tylko taka pierdoła czasem uprzykrzy mi życie. Chociaż i tak się zdenerwuje, kiedy mi przeskoczy i nie mogę się doczekać końca. A odskakuje zazwyczaj jak przestaje o tym myśleć i nawet nie wiem kiedy to się staje.

Będąc przy temacie Wesela, miałam jeszcze dwie stresowe sytuację. Pierwszą było pomalowanie paznokci na soczysty róż, malowanych w pośpiechu przed Ślubem. Można się domyśleć jak to wyszło. Fotograf był już u nas w domu, a ja zaczęłam panikować, że muszę to zmyć i pomalować na jasny róż, taki jak zwykle. Po pierwszym zmyciu zostały takie różowe odpryski, więc musiałam jeszcze raz zmyć, a czas naglił. Jakoś się udało i stres mnie opuścił. Nawet zdołałam śpiewać mojej Klaudii, bo zaczęła płakać. Drugą sytuacją było to, że córka miała kaszel, była markotna i nie chciała jeść. Trochę mnie to stresowało. A musiała być z nami na Weselu, bo wiem, że nie zostałaby sama z nikim obcym. Jednak dziadkowie spisali się na medal i zawsze się ktoś nią zajmował. My z Mężem podczas tańców uzgodniliśmy, że choćbyśmy musieli sobie przykleić uśmiech, to będziemy się uśmiechać w tym dniu i dobrze bawić. Tak też było. Dzięki temu nasze Wesele się udało. Myślę, ze większość gości była zadowolona.
Żywię cichą nadzieję, ze wszystkim się podobało!
Niewiele mieliśmy przygotowań do Wesela. Wybraliśmy taką Restaurację, gdzie Właściciel wszystkim się zajmował. Wystrojem, menu, ciastami, tortem. Odpowiadało nam to, bo nie lubimy robić takich rzeczy. Kilka dni przed, spotkaliśmy się, żeby się rozliczyć i dogadać szczegóły. Zapisaliśmy nasze pytania na kartce. Jednym z pytań było, jaki będzie papier toaletowy. Pan powiedział, że standardowo szary, że nie zmienia nic na okazję. Stwierdziliśmy więc, że kupimy biały papier, żeby było „na bogato”. Biały papier zniknął w mgnieniu oka i szary poszedł w ruch. Takie z nas burżuje! 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz