Na studniówce kolano także przestało współpracować. Ryczałam jak bóbr. Wszyscy myśleli, że mnie to tak boli. Kolano boli mnie tylko wtedy, kiedy próbuje na siłę wyprostować. Tak to praktycznie w ogóle. Było mi po prostu smutno, że tak długo wyczekiwany dzień nie uda się przez moje kolano. Byłam wściekła, że akurat wtedy musiało mi się to przytrafić. Miałam piękną fryzurę, szałową sukienkę (teraz wybrałabym inną, jednak nie była najgorsza, miała piękny kolor) i ten dzień miał się tak skończyć? Mój chłopak, teraz już mąż, był na mnie zły, że tak panikuje i stwierdził, że lepiej jak pojedziemy do domu. Miał rację, ale wtedy oczekiwałam od niego jakichś słów wsparcia i byłam w szoku, że tak oschle traktuje moją rozpacz. Teraz go rozumiem. Aczkolwiek studniówka się udała i zostaliśmy do końca. Tańczyłam z takim kolanem jakie miałam.
Historia powtórzyła się. Uwaga! Na naszym ślubie! Dacie wiarę? W pierwszym momencie spanikowałam. Pamiętając jednak studniówkową sytuację wzięłam głęboki oddech, poszłam się usiąść, rozmasować kolano, kilku osobom się pożaliłam przy okazji i do końca wieczoru przetańczyłam. Dobrze, że Panna Młoda ma długą suknie i nie widać pod nią ugiętego z lekka kolana. Bawiłam się wspaniale. Wesele było cudowne. Mało kto się skapnął, że dziwnie chodzę. Zresztą później można było zwalić winę na buty, że niewygodne. Teraz też myślę, że nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Dzięki dzisiejszemu przeskoczeniu wpadłam na pomysł, żeby opisać Wam te dwie historię.
Kiedyś miałam nawet żal do Boga, że mam takie kolana! Dla mnie chyba od zawsze szklanka była do połowy pusta, a nie pełna. Pesymistka pełną gębą!
Dziś już tak nie myślę. Dziś się cieszę, że tylko taka
pierdoła czasem uprzykrzy mi życie. Chociaż i tak się zdenerwuje, kiedy mi
przeskoczy i nie mogę się doczekać końca. A odskakuje zazwyczaj jak przestaje o tym
myśleć i nawet nie wiem kiedy to się staje.
Będąc przy temacie Wesela, miałam jeszcze dwie stresowe sytuację. Pierwszą było pomalowanie paznokci na soczysty róż, malowanych w pośpiechu przed Ślubem. Można się domyśleć jak to wyszło. Fotograf był już u nas w domu, a ja zaczęłam panikować, że muszę to zmyć i pomalować na jasny róż, taki jak zwykle. Po pierwszym zmyciu zostały takie różowe odpryski, więc musiałam jeszcze raz zmyć, a czas naglił. Jakoś się udało i stres mnie opuścił. Nawet zdołałam śpiewać mojej Klaudii, bo zaczęła płakać. Drugą sytuacją było to, że córka miała kaszel, była markotna i nie chciała jeść. Trochę mnie to stresowało. A musiała być z nami na Weselu, bo wiem, że nie zostałaby sama z nikim obcym. Jednak dziadkowie spisali się na medal i zawsze się ktoś nią zajmował. My z Mężem podczas tańców uzgodniliśmy, że choćbyśmy musieli sobie przykleić uśmiech, to będziemy się uśmiechać w tym dniu i dobrze bawić. Tak też było. Dzięki temu nasze Wesele się udało. Myślę, ze większość gości była zadowolona.
Będąc przy temacie Wesela, miałam jeszcze dwie stresowe sytuację. Pierwszą było pomalowanie paznokci na soczysty róż, malowanych w pośpiechu przed Ślubem. Można się domyśleć jak to wyszło. Fotograf był już u nas w domu, a ja zaczęłam panikować, że muszę to zmyć i pomalować na jasny róż, taki jak zwykle. Po pierwszym zmyciu zostały takie różowe odpryski, więc musiałam jeszcze raz zmyć, a czas naglił. Jakoś się udało i stres mnie opuścił. Nawet zdołałam śpiewać mojej Klaudii, bo zaczęła płakać. Drugą sytuacją było to, że córka miała kaszel, była markotna i nie chciała jeść. Trochę mnie to stresowało. A musiała być z nami na Weselu, bo wiem, że nie zostałaby sama z nikim obcym. Jednak dziadkowie spisali się na medal i zawsze się ktoś nią zajmował. My z Mężem podczas tańców uzgodniliśmy, że choćbyśmy musieli sobie przykleić uśmiech, to będziemy się uśmiechać w tym dniu i dobrze bawić. Tak też było. Dzięki temu nasze Wesele się udało. Myślę, ze większość gości była zadowolona.
Żywię cichą nadzieję, ze wszystkim się podobało!
Niewiele mieliśmy przygotowań do Wesela. Wybraliśmy taką
Restaurację, gdzie Właściciel wszystkim się zajmował. Wystrojem, menu,
ciastami, tortem. Odpowiadało nam to, bo nie lubimy robić takich rzeczy. Kilka
dni przed, spotkaliśmy się, żeby się rozliczyć i dogadać szczegóły. Zapisaliśmy
nasze pytania na kartce. Jednym z pytań było, jaki będzie papier toaletowy. Pan
powiedział, że standardowo szary, że nie zmienia nic na okazję. Stwierdziliśmy
więc, że kupimy biały papier, żeby było „na bogato”. Biały papier zniknął w
mgnieniu oka i szary poszedł w ruch. Takie z nas burżuje!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz